Przykro mi, ale...

Miał być blog dla rodziny, znajomych i nieznajomych z małymi dziećmi. Wiele bliskich mi osób dowiedziało się o nim. Siedziałem więc, wymyślałem, szperałem, pisałem, publikowałem. Tymczasem, po blisko trzech miesiącach okazało się, że nikt nie ma czasu na to, żeby to wszystko czytać. Nawet w zimowe weekendy. Czyli, tak naprawdę poświęcałem swój czas na pisanie do szuflady. Ale nie o ten czas mi chodzi. Przede wszystkim jest to nie tylko frustrujące lecz i bardzo przykre czekać po każdym opublikowanym artykule na jakąkolwiek reakcję i całymi dniami ... nic. Mam wrażenie, że także nieliczne komentarze Agaty były przeze mnie siłą wymuszone. Nie wiem nawet czy to co wymyślam i proponuję ma jakiś sens, czy się komuś podoba, do czegoś przydaje. Wygląda na to, że nie.
Zaprzestaję więc regularnej publikacji. Jak mnie najdzie wena to wówczas może coś wrzucę...


środa, 5 lutego 2014

Przygody Mistrza Wilhelma 3


Odcinek trzeci


Dzwony przestały bić, a niewidzialna siła, która więziła Wilhelma przy oknie znikła. Jeszcze chwilę stał mistrz nieruchomo, po czym odwrócił się i zawołał na służącego.
- Macieju! Macieju, czy wiesz co się stało?
- Nie, Panie.
- Idź prędko, dowiedz się czegoś!
Mistrz wkładał właśnie kaftan, kiedy zobaczył wracającego sługę.
- No i cóż to się dzieje? Pożar jakiś czy co?
- Nie, Panie. Pożar na szczęście nie, ale burmistrz kazał wezwać wszystkich mieszkańców przed ratusz miejski.
- Po co?
- Nie wiem, Panie. Ale kupa ludu już biegnie w stronę rynku.
Ruszył więc pod ratusz i mistrz Wilhelm. Na rynku zastał już tłum mieszczan, nad którym górował imć Kazimierz, burmistrz Kamiennego Miasta, stojący na szczycie schodów, wiodących do drzwi siedziby władz miejskich, ratusza, najpiękniejszego dzieła wybudowanego przez mistrza Wilhelma. Uniósł burmistrz ręce ku górze i ucichł rychło gwar wszelki.
- Drodzy mieszkańcy Kamiennego Miasta – zawołał gromkim głosem. – Stało się nieszczęście wielkie. Córka moja, Klara, zniknęła. Nigdzie nie można jej znaleźć.
Szmer przeleciał po placu.
- Ej, mości Kazimierzu, i z tej przyczyny na nogi całe miasta stawiacie? – usłyszał Wilhelm dźwięczny głos mistrza bednarskiego, Bartłomieja, u którego dopiero co odebrał beczki znakomite. – Zakochała się dziewczyna i z chłopakiem czmychnęła spod opieki rodzicielskiej, ot tyle.
Burmistrz rękę uniósł i krzyknął:
- Nie uciekła,  szaty wszystkie w szafie ostały, a meble porozrzucane po pokoju były… Okno wybite… Porwano mi córkę! Pomóżcie, ludzie! – głos mu się załamał.
Ludzie najpierw szeptać między sobie zaczęli, potem głośno rozmawiać, rzucali słowa otuchy burmistrzowi i jego żonie, aż w końcu zaczęli się rozchodzić, umawiając grupkami na poszukiwania. Tylko wyrostki miejskie rzuciły się od razu przeczesywać ulice i podwórka. „Jeśli Klara jest jeszcze w mieście, oni ja znajdą – pomyślał Wilhelm – któż od nich lepiej zna  wszystkie miejskie zakamarki. A jeśli jej już tutaj nie ma?” Zadrżał. Zdawało mu się, że ujrzał przed sobą miłą twarz dziewczyny i jej piękny uśmiech. I zaczęła kiełkować w jego  głowie myśl, że to właśnie on, Wilhelm, musi coś zrobić, że to chyba jest jedna z tych prób, o których mówiły nocne zjawy. Próba trudna, tym razem, i ważna, bo los ludzki od jej powodzenia zależy. Nie pora zatem myśleć o stawianiu nowych, choćby najpiękniejszych domów, pora jest życie dziewczyny ratować. Poszedł więc prosto do domu mistrza Kazimierza, gdzie nowiny usłyszał, o których wcześniej nikt nie wiedział. Oto, Piotr, młody wychowanek burmistrza, którego Kazimierz, jako biedną sierotę przygarnął był dziesięć lat wcześniej, zniknął również. Pokój jego zastano pusty, a na łóżku leżała poduszka umazana krwią.
cdn.
© Andrzej Papliński



 

2 komentarze: