Odcinek trzeci
Dzwony przestały bić, a niewidzialna
siła, która więziła Wilhelma przy oknie znikła. Jeszcze chwilę stał mistrz
nieruchomo, po czym odwrócił się i zawołał na służącego.
- Macieju! Macieju, czy wiesz co
się stało?
- Nie, Panie.
- Idź prędko, dowiedz się czegoś!
Mistrz wkładał właśnie kaftan,
kiedy zobaczył wracającego sługę.
- No i cóż to się dzieje? Pożar
jakiś czy co?
- Nie, Panie. Pożar na szczęście
nie, ale burmistrz kazał wezwać wszystkich mieszkańców przed ratusz miejski.
- Po co?
- Nie wiem, Panie. Ale kupa ludu
już biegnie w stronę rynku.
Ruszył więc pod ratusz i mistrz
Wilhelm. Na rynku zastał już tłum mieszczan, nad którym górował imć Kazimierz,
burmistrz Kamiennego Miasta, stojący na szczycie schodów, wiodących do drzwi
siedziby władz miejskich, ratusza, najpiękniejszego dzieła wybudowanego przez mistrza
Wilhelma. Uniósł burmistrz ręce ku górze i ucichł rychło gwar wszelki.
- Drodzy mieszkańcy Kamiennego
Miasta – zawołał gromkim głosem. – Stało się nieszczęście wielkie. Córka moja,
Klara, zniknęła. Nigdzie nie można jej znaleźć.
Szmer przeleciał po placu.
- Ej, mości Kazimierzu, i z tej
przyczyny na nogi całe miasta stawiacie? – usłyszał Wilhelm dźwięczny głos
mistrza bednarskiego, Bartłomieja, u którego dopiero co odebrał beczki
znakomite. – Zakochała się dziewczyna i z chłopakiem czmychnęła spod opieki
rodzicielskiej, ot tyle.
Burmistrz rękę uniósł i krzyknął:
- Nie uciekła, szaty wszystkie w szafie ostały, a meble
porozrzucane po pokoju były… Okno wybite… Porwano mi córkę! Pomóżcie, ludzie! –
głos mu się załamał.
Ludzie najpierw szeptać między
sobie zaczęli, potem głośno rozmawiać, rzucali słowa otuchy burmistrzowi i jego
żonie, aż w końcu zaczęli się rozchodzić, umawiając grupkami na poszukiwania.
Tylko wyrostki miejskie rzuciły się od razu przeczesywać ulice i podwórka. „Jeśli
Klara jest jeszcze w mieście, oni ja znajdą – pomyślał Wilhelm – któż od nich
lepiej zna wszystkie miejskie zakamarki.
A jeśli jej już tutaj nie ma?” Zadrżał. Zdawało mu się, że ujrzał przed sobą
miłą twarz dziewczyny i jej piękny uśmiech. I zaczęła kiełkować w jego głowie myśl, że to właśnie on, Wilhelm, musi
coś zrobić, że to chyba jest jedna z tych prób, o których mówiły nocne zjawy.
Próba trudna, tym razem, i ważna, bo los ludzki od jej powodzenia zależy. Nie
pora zatem myśleć o stawianiu nowych, choćby najpiękniejszych domów, pora jest życie
dziewczyny ratować. Poszedł więc prosto do domu mistrza Kazimierza, gdzie
nowiny usłyszał, o których wcześniej nikt nie wiedział. Oto, Piotr, młody
wychowanek burmistrza, którego Kazimierz, jako biedną sierotę przygarnął był dziesięć
lat wcześniej, zniknął również. Pokój jego zastano pusty, a na łóżku leżała poduszka
umazana krwią.
cdn.
Hej! Kto teraz nie dotrzymuje umowy?!
OdpowiedzUsuńSię pisze! ;-)
OdpowiedzUsuń