Potężnym władcą był król Bałtyk.
Mieszkał w ogromnym, podwodnym pałacu zbudowanym z samego bursztynu. Siedział w
nim na pięknym bursztynowym tronie, w ręku dzierżył złociste, również
bursztynowe berło, symbol jego władzy nad morzem, które nazwę swoją wzięło od królewskiego
imienia. Władał Bałtyk nie tylko falami morskimi, ale także morskimi stworami, i
takimi zwykłymi, które możemy podziwiać na fotografiach i filmach, i nad tymi
cudownymi, które tylko na rysunkach i obrazach dawnych malarzy można zobaczyć: trytonami, wężami morskimi, a przede
wszystkim syrenami. Także dwie królewskie córki były syrenkami. Radował się
król widząc jak hasają pośród podwodnych zarośli z rybami i morskimi konikami,
i ta właśnie radość zaćmiła mu całkiem wzrok. Nie dostrzegł, że od pewnego
czasu harce są coraz rzadsze i już nie tak wesołe, że syrenki wracają do pałacu
coraz wcześniej i ze smutnymi minami. Nie dostrzegł zatem, że zaczęła je toczyć
tęsknota za szerokim światem, że nie mogły już wytrzymać w ojcowskim pałacu,
choćby najpiękniejszym był ze wszystkich pałaców na całym świecie. I przyszedł
dzień, w którym córki króla Bałtyku nie powróciły do domu. Próżno ojciec kazał
szukać ich wszędzie. Wkrótce zrozumiał, że opuściły go. W gniewie wysłał w
pogoń za nimi, na cztery strony morza, całe oddziały trytonów. Powróciły z
niczym. Wówczas taki gniew i żal targnął Bałtykiem, że burza niezwykłych
rozmiarów zapanowała na całym morzu, zagrażając życiu rybaków, co jak co dzień
na łodziach wypłynęli na połów ryb. Musiał jednak pogodzić się Bałtyk ze stratą,
bo syrenki zbyt daleko uciekły.
Jedna z nich pomknęła na zachód,
dopłynęła do wybrzeży duńskich i … znacie ją pewnie z filmu, a może też z fotografii, siedzącą na
kamieniu w wrót portu w Kopenhadze. Jej przygody i smutny ich koniec opisał
Hans Christian Andersen w baśni pod tytułem Mała
syrenka.
Wytwórnia Disneya sięgnęła również po ten motyw, czyli temat.
Piosenka z filmu Mała Syrenka
Druga popłynęła na wschód. Gdy
dotarła do portu w Gdańsku, lękając się, że odnajdą ją tam wysłannicy króla,
wpłynęła do Wisły, i dalej, dalej płynęła w górę rzeki. Mijały dni, syrenka płynąc
podziwiała piękne, kolorowe łąki i pola, a przede wszystkim wszechobecne
potężne bory schodzące aż nad sam brzeg wiślany. Dnia pewnego zatrzymała się w
miejscu, gdzie stały dwie skromne chaty rybackie. Mieszkały w nich dwie
rodziny. W każdej z nich było jedno dziecko. Chłopczyk miał na imię Wars, a
dziewczynka Sawa. Oboje jeszcze mali, bawili się beztrosko całymi dniami i te
radosne zabawy przypomniały syrence o jej dzieciństwie w ojcowskim pałacu. I
dlatego postanowiła zamieszkać w pobliżu, śpiewem słodkim umilając wieczory
dzieciom i ich rodzicom. A kiedy Wars i Sawa podrośli i dzięki pomocy księcia
panującego nad mazowiecką ziemią założyli miasto na wysokim brzegu, kazała
sobie syrena zrobić miecz i tarczę, aby bronić przed wrogami mieszkańców grodu,
który od imion rybackich dzieci, Warsa i Sawy, dostał nazwę Warszawa.
No i proszę, udało mi się napisać
kolejną wersję legendy o warszawskiej syrence. Ale to tylko legenda. Ani syrena
nie mieszkała w Wiśle, ani nazwa miasta nie pochodzi od imion: Wars i Sawa. A w
dodatku jak twierdzą specjaliści od języka, czyli językoznawcy, staropolskie
imię Sawa, było imieniem… męskim.
Znacie może tę książkę Ewy Szelburg - Zarembiny?
To jedna z kilku wersji legendy o warszawskiej syrence
Prawdopodobnie było tak, że poniżej
grodu książęcego, tam gdzie teraz stoi osiedle Mariensztat, była wioska
należąca do rycerza o imieniu Warcisław, od którego zdrobnienie brzmiało –
Warsz. I tak jak kiedyś mówiono na żonę doktora - doktorowa żona, na kuźnię kowala - kowalowa kuźnia, na córkę kupca - kupcowa córka, tak wioska należąca do Warsza, to wioska Warszowa. I to od tego wyrażenia pochodzi obecna
nazwa naszego miasta - Warszawa.
A skoro syrena nigdy nie
mieszkała w nurtach wiślanych, czemu Warszawianie ją wybrali na herb swojego miasta.
Sprawa jest tajemnicza i do końca nie zbadana. Myślę, że podobnie jak
mieszkańcy wielu miast przed wiekami, zaczerpnęli pomysł z bestiariusza, czyli księgi opisującej zwierzęta prawdziwe i
fantastyczne. Chcieli mieć w herbie cudowną postać, a ponieważ mieszkali nad
wodą, wybrali syrenę.
Tak według średniowiecznego bestiariusza wyglądały syreny,
To ja tyle lat w niewiedzy żyłam??? I dzieciom też takie "kity" wciskałam o Warsie i Sawie? ;-) Człowiek całe życie się uczy...
OdpowiedzUsuń