Przykro mi, ale...

Miał być blog dla rodziny, znajomych i nieznajomych z małymi dziećmi. Wiele bliskich mi osób dowiedziało się o nim. Siedziałem więc, wymyślałem, szperałem, pisałem, publikowałem. Tymczasem, po blisko trzech miesiącach okazało się, że nikt nie ma czasu na to, żeby to wszystko czytać. Nawet w zimowe weekendy. Czyli, tak naprawdę poświęcałem swój czas na pisanie do szuflady. Ale nie o ten czas mi chodzi. Przede wszystkim jest to nie tylko frustrujące lecz i bardzo przykre czekać po każdym opublikowanym artykule na jakąkolwiek reakcję i całymi dniami ... nic. Mam wrażenie, że także nieliczne komentarze Agaty były przeze mnie siłą wymuszone. Nie wiem nawet czy to co wymyślam i proponuję ma jakiś sens, czy się komuś podoba, do czegoś przydaje. Wygląda na to, że nie.
Zaprzestaję więc regularnej publikacji. Jak mnie najdzie wena to wówczas może coś wrzucę...


piątek, 31 stycznia 2014

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!!!

To dla mnie! ;-)

Bajki Aleksandra Fredry

Czytając wpis Agaty po opublikowaniu nagrania Małpy w kąpieli Aleksandra Fredry, pomyślałem, że nasze pociechy nie znają chyba jeszcze tego autora. Fredro urodził się pod koniec panowania ostatniego polskiego króla, Stanisława Augusta Poniatowskiego, dokładnie w 1793 roku, a zmarł 83 lata później, czyli w roku 1876. W Pałacu w Wilanowie można zobaczyć jego portret wykonany przez Aleksandra Raczyńskiego.





Fredro jest autorem znakomitych komedii, z których najbardziej znaną jest Zemsta, czyli spór o mur graniczny, wielokrotnie wystawiana na scenach różnych teatrów, adaptowana na słuchowiska radiowe, dwukrotnie przenoszona na ekran kinowy. W jednej z komedii pt. Pan Jowialski, pojawiły się również bajki, które szybko jednak zaczęły żyć własnym życiem, jako bajki dla dzieci. Gdzieś na półce u mnie albo u Ninki stoi jeszcze kolorowe wydanie tych bajek z pięćdziesiątego któregoś roku. Dzisiaj więc dwie, a właściwie nie, z niespodzianką, trzy bajki Aleksandra Fredry.
 
Bajka o sowie

- Głupie wszystkie ptaki! -
Rzekła sowa.
Na te słowa
Jaki taki
Dalej w krzaki;
Miłość własną ma i ptak.
Ale śmielszy stary szpak
Gwiznie, skoczy
Jej przed oczy
I zapyta jejmość pani,
Z jakich przyczyn wszystkich gani.
- Boście ślepi. - Bośmy ślepi?
A któż widzi lepiej?
- Ja, bo bez słońca pomocy
Widzę w nocy. -
Na to odrzekł stary szpak:
- Widzieć zawsze wszystkim wspak
To nie chluba,
Sowo luba.

Możeś mądra - niech tak będzie,
Lecz twą mądrość kryje cień,
A tymczasem słychać wszędzie:
Każda sowa głupia w dzień!

W drugiej bajce wbrew temu co napisałem wczoraj, nie występują zwierzęta lecz ludzie.

Cygan i baba

 
Mówią ludzie, że przed laty
Cygan wszedł do wiejskiej chaty,
Skłonił się babie u progu
I powitawszy ją w Bogu
Prosił, by tak dobrą była
I przy ogniu pozwoliła
Z gwoździa zgotować wieczerzę -
I gwóźdź długi w rękę bierze.

Z gwoździa zgotować wieczerzę!
To potrawą całkiem nową!
Baba trochę wstrząsła głową,
Ale baba jest ciekawa,
Co to będzie za przyprawa;
W garnek zatem wody wlewa
I do ognia kładzie drzewa.
Cygan włożył gwóźdź powoli
I garsteczkę prosi soli.
- Hej, mamuniu - do niej rzecze -
Łyżka masła by się zdała. -
Niecierpliwość babę piecze,
Łyżkę masła w garnek wkłada;
Potem Cygan jej powiada:
- Hej, mamuniu, czy tam w chacie
Krup garsteczki wy nie macie? -
A baba już niecierpliwa,
Końca, końca tylko chciwa,
Garścią krupy w garnek wkłada.
Cygan wtenczas czas swój zgadł,
Gwóźdź wydobył, kaszę zjadł.
Potem baba przysięgała,
Niezachwiana w swojej wierze,
Że na swe oczy widziała,
Jak z gwoździa zrobił wieczerzę.

Najsłynniejszą jego bajką, w której także występują ludzie jest z pewnością  Paweł i Gaweł. Gotów jestem się założyć, że tę znacie. Niektórzy może nawet na pamięć?
 
 
 
Aktora grającego role Pawła i Gawła nie kojarzę, natomiast wiersz recytuje Adam Ferency.
 

środa, 29 stycznia 2014

Zaproszenie do rozmowy

Czyżbym miał od jakiegoś czasu stałych gości z USA i Niemiec? Jeśli tak, zapraszam do rozmowy.

Pies i wilk


Bajka to wierszem napisana opowieść z morałem, czyli inaczej mówiąc nauką, którą trzeba z lektury wyciągnąć. W bajkach poeci opisywali ludzkie cechy, najczęściej wady, ale zamiast ludzi występowały w nich zwierzęta.
Wiele ilustracji do bajek La Fontaine'a , także Pies i Wilk, wykonał w latach trzydziestych XIX wieku, francuski rysownik, Grandville (czytaj grąwil) 
 
Bajki były pisane od bardzo dawna. Najbardziej znanymi autorami byli: Ezop (grecki bajkopisarz żyjący ponad 2600 lat temu), Francuz – Jean de la Fontaine (czytaj żą delafąten), Rosjanin – Iwan Kryłow. Również w Polsce wielu poetów pisało bajki. Jednym z najpopularniejszych był nasz wielki poeta dziewiętnastowieczny, Adam Mickiewicz. Ponieważ ludzkie wady występują podobne na całym świecie, więc i tematy bajek są często takie same u różnych autorów.
Jedną z pierwszych bajek, które zapamiętałem z dzieciństwa (nie na pamięć oczywiście, tylko ich treść, czyli to co się w nich działo) był Pies i Wilk Mickiewicza, bajka wzorowana na utworze La Fontaine'a, napisanym przez Francuza dwieście lat wcześniej.

Pies i wilk

Jeden bardzo mizerny wilk — skóra a kości,
Myszkując po zamrozkach, kiedy w łapy dmucha,
Zdybie przypadkiem Brysia jegomości,
Bernardyńskiego karku, sędziowskiego brzucha;
Sierść na nim błyszczy, gdyby szmelcowana,
Podgardle tłuste, zwisłe do kolana.
„A witaj, panie kumie! Witaj, panie Brychu!
Już od lat kopy a was ni widu, ni słychu,
Wtedyś był mały kondlik, ale kto nie z postem,
Prędko zmienia figurę! Jakże służy zdrowie?“
„Niczego“ — Brysio odpowie,
I za grzeczność kiwnął chwostem.
„Oj! oj!... niczego! — widać ze wzrostu i tuszy!
Co to za łeb, mój Boże! choć walić obuchem!
A kark jaki! a brzuch jaki!
Brzuch! niech mnie porwą sobaki,
Jeżeli, uczciwszy uszy,
Wieprza widziałem kiedy z takim brzuchem!“
„Żartuj zdrów, kumie wilku; lecz mówiąc bez żartu,
Jeśli chcesz, możesz sobie równie wypchać boki.“
„A to jak, kiedyś łaskaw?“ — „Ot tak bez odwłoki
Bory i nory oddawszy czartu
I łajdackich po polu wyrzekłszy się świstań,
Idź między ludzi — i na służbę przystań!“
„Lecz w tej służbie co robić?“ — wilk znowu zapyta.
„Co robić? — Dziecko jesteś! Służba wyśmienita:
Ot jedno z drugiem nic a nic!
Dziedzińca pilnować granic,
Przybycie gości szczekaniem głosić,
Na dziada warknąć, żyda potarmosić,
Panom pochlebiać ukłonem,
Sługom wachlować ogonem.
A za toż, bracie, niczego nie braknie:
Od panów, paniątek, dziewek,
Okruszyn, kostek, polewek,
Słowem, czego dusza łaknie.“
Pies mówił, a wilk słuchał uchem, gębą, nosem,
Nie stracił słówka; połknął dyskurs cały
I nad smacznej przyszłości medytując losem,
Już obiecane wietrzył specyjały.
Wtem patrzy. — „A co to?“ — „Gdzie?” — „Ot, tu, na karku?“
„Ech, błazeństwo!“ — „Cóż przecie?“ — „Oto widzisz troszkę
Przyczesano, bo na noc kładą mi obróżkę,
Ażebym lepiej pilnował folwarku!“
„Czy tak? pięknąś wiadomość schował na ostatku!”
„I cóż, wilku, nie idziesz?“ — „Co nie, to nie, bratku!
Lepszy w wolności kęsek ladajaki,
Niźli w niewoli przysmaki.“
Rzekł i drapnąwszy co miał skoku w łapie,
Aż dotąd drapie!

Słowniczek:

Zamróz to dawne określenie na mróz,
zamrozki zatem to miejsca zamarznięte,
kondlik zaś to obecny kundelek, czyli pies nierasowy, a
chwost to wiadomo, że ogon,
i uwaga!!! drapnąć lub drapać na końcu tego tekstu to to samo co uciekać.
Czy są jeszcze jakieś wątpliwości? Czekam na pytania w komentarzach.

Za to prawie całą na pamięć znam do tej pory bajkę Aleksandra Fredry Małpa w kąpieli. Na You Tubie znalazłem ją czytaną przez Macieja Damięckiego

 

wtorek, 28 stycznia 2014

Krąg życia

Dzisiaj szperając w You Tubie natrafiłem na piosenkę z czołówki  filmu "Król lew". I nie mogłem się powstrzymać przed opublikowaniem jej. Znakomite wykonanie i genialna po prostu muzyka Eltona Johna...
 
 
 
 
 
A dla wielbicieli języka francuskiego Hakuna Matata w tym języku
 
 

 
 
czwartek, 30 stycznia
 
Agata w komentarzu napisała, że woli wersję oryginalną Kręgu życia. Posłuchałem dzisiaj i jednak polska mi bardziej odpowiada. Ale przy okazji znalazłem tę piosenkę w wykonaniu samego kompozytora, Eltona Johna, w towarzystwie małego lewka, który się po studiu kręcił (i ta interpretacja jest chyba najlepsza!). No to szlifujmy języka angielski...
 
 
 
 



Joe wśród pszczół

Zanim pojawiła się w polskiej telewizji pszczółka Maja, mali Polacy, jak ja, w wieku bardzo wczesnoszkolnym, zapoznali się z życiem tych pożytecznych owadów dzięki francuskiemu serialowi "Joe chez les abeilles" (czytaj: żo sze lezabej). Joe był chłopcem, którego wszyscy lubili, także zwierzęta, duże i małe. W nagrodę za obronę ula, został zmniejszony i mógł wejść do środka, aby królowa mogła mu osobiście podziękować. Miał przy tym wiele przygód, tak na 13 odcinków. Z tego fragmentu możecie się dowiedzieć, że "człowiek" w języku pszczół nazywa się "Bum Bum". ;-)

 

Dzisiaj już prawie nic z serialu nie pamiętam, a przecież wówczas nie opuściłem chyba żadnego odcinka. Za to wysoką czapkę, którą nosi na głowie jego przewodnik po ulu, niejaki Bzz, doskonale sobie przypominam.
Szkoda, że na You Tubie nie ma więcej pełnych odcinków  :-(

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Przygody mistrza Wilhelma 2

odcinek drugi
 
Całą noc mistrz Wilhelm przespał jak zabity, dopiero nad ranem sen mu zelżał tak, że miał wrażenie, iż się zbudził na jasnej polanie pośród lasu. Usiadł oszołomiony jeszcze i usiłował zrozumieć co się stało. Jak się tu dostał? Co tutaj robi? Czemu nie jest we własnym domu? W pierwszej chwili chciał się podnieść i wejść do lasu, by odszukać drogę do miasta, ale przestraszył go ponury mrok panujący między drzewami. Strach narastał w nim i paraliżował myśli. Nagle usłyszał obok siebie jakieś głosy. Podniósł wzrok i ujrzał dwie jasne postacie, a raczej zjawy wysokie. Jedna zdawała się srebrzysta jako księżycowa poświata, druga złociła się jakby spłynęły na nią promienie słoneczne. Głosy były ciche, ledwo słyszalne…
- Czyż nie ma dla niego ratunku? – rzekła złocista zjawa.
- Sam jest sobie winien – odrzekła srebrzysta postać. – Dostał przecież szansę, ale jej nie wykorzystał. A była taka prosta. Próba wytrwałości i systematyczności. Zbagatelizował ją.
Oniemiały Wilhelm słuchał tych słów, nie rozumiejąc o co chodzi. Nagle zdał sobie sprawę, że chyba jego one dotyczą. Ale co oznaczały? Jaką szansę zmarnował? Co ma się z nim stać?
- Jedna nieudana próba, to jak przypadkowa pomyłka. Dajmy mu jeszcze szansę.
- A jak drugą zmarnuje, powiesz, że dwie też nic nie znaczą, bo są jak nieszczęśliwy zbieg okoliczności, który zawsze przydarzyć się może.
- Bo to przecież prawda! Czyż nie mówi się, że do trzech razy sztuka? – złocisty serce miał widać miękkie.
- Dobrze! Ale obie kolejne próby musi przejść zwycięsko. Jedna go nie uratuje.
- Tym razem się postara. Bądźmy tego pewni! - wyszeptał złocisty i jednocześnie mrok całkowity ogarnął mistrza.

Kiedy Wilhelm otworzył oczy, ujrzał baldachim swojego wielkiego drewnianego łoża. Odetchnął z ulgą. Sen to był zatem tylko. Dziwny, niepokojący, ale sen tylko. Przeciągnął się, wstał i podszedł do okna. W roztargnieniu przeciągnął dłonią po włosach i ze zdziwieniem zobaczył miedzy palcami dwie suche igły sosnowe. Nie sen to więc był, ale prawda najprawdziwsza. Stał niby skamieniały i nie był w stanie gestu żadnego wykonać. Myśli kłębiły mu się w głowie, strach wrócił i ukłuł w samo serce.
Wtem za oknem głos dzwonów usłyszał. „Do kościoła pójdę. Może tam otuchę znajdę. Myśli uspokoję.” Chciał odwrócić się i odejść od okna, ale coś go przy nim trzymało, ruszyć się nie pozwalało. Coś dziwnego, bardzo dziwnego się działo. Dzwony wciąż biły i biły. I wówczas zrozumiał, że nie na sumę dzwony wzywają mieszkańców. Dzwony biły na trwogę.
 
Cdn.
 
© Andrzej Papliński

 
Poniedziałek, 3 lutego
 
Z okazji urodzin Gabrysi i Majki dostałem prezent ( :-) ), przesyłkę z ilustracjami. Serdecznie dziękuję!!! Oto one...
 




piątek, 24 stycznia 2014

Przygody mistrza Wilhelma 1

odcinek pierwszy

 
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma rzekami, u stóp gór wysokich było miasto potężne. Nazywało się ono Kamienne, bo wszystkie domy miało zbudowane z ociosanych bloków kamiennych. Mieszkał w nim mistrz murarski, Wilhelm. Zdolny był to człowiek, znakomity rzemieślnik, niejeden już dom wybudował, a jeszcze wiele rodzin chciało, aby to on właśnie ich nowe siedziby zechciał zaprojektować i postawić. Nie tylko bowiem solidne stawiał budynki, ale i piękne. Do ich dekoracji zapraszał też artystów najlepszych, sztukatorów i snycerzy. Tak, na brak pracy nie narzekał mistrz Wilhelm.

Pracowite dni mijały szybko, jeden za drugim. Ani się mistrz obejrzał a nadszedł dzień jego czterdziestych urodzin. Wydał zatem ucztę wspaniałą. Kilka godzin bawili się goście, aż wreszcie, zabawą upojeni, rozeszli się po domach. Usiadł wówczas mistrz w fotelu wygodnym przed kominkiem stojącym i zamyślił się głęboko. Poczuł nagle pustkę dziwną w duszy, a w uszach posłyszał… ciszę głęboką. Uświadomił sobie jak bardzo jest samotny. Ani żony nie było przy boku jego, z którą mógłby miło teraz pogawędzić po gości pożegnaniu, ani gwar czy śmiech dziecięcy nie rozbrzmiewał w pięknych pokojach jego wielkiego domu.

Wtem wieczorną tę ciszę przerwało lekkie kołatanie do drzwi wejściowych. Wstał mistrz zaciekawiony i zza pleców sługi swego, Macieja, który drzwi właśnie otworzył, zobaczył na progu dziada proszalnego, sękatym kosturem się podpierającego i wór przewieszony przez plecy za cały majątek mającego. Chciał go Maciej precz odegnać, ale dziad patrząc na niego przenikliwym wzrokiem spytał cicho:

- Azaliż jest dom ten gościnnym?

Zawahał się zrazu Wilhelm, ale zaraz rzekł głośno, uprzedzając Macieja:

- Wejdźcie do środka. Wieczór jest wprawdzie pogodny i ciepły, ale nie wypada przecież byście na progu mego domu noc spędzić mieli.

Zaprosiwszy gościa do izby, kazał jedzenia przynieść i wina do picia, sam zaś dorzucił drew do kominka. Kiedy gość się posilił, zamienił z nim mistrz słów kilka i do snu zaczął się zbierać.

- Śpijcie dobrze! – rzekł do gościa, a ten skinął jeno głową w podziękowaniu.

Wczesnym rankiem zbudził się Wilhelm i spojrzał w okno. Dzionek wstawał słoneczny, ale w jego sercu nadal panował niepokój. Zszedł szybko do kuchni, gdzie dziad siedział jeszcze pochylony nad miską, którą mu kucharka widać wcześniej naszykowała.

- Dzień dobry! Jakże spaliście? – zapytał mistrz, a dziad spojrzawszy na niego odrzekł:

- Dziękuję, mistrzu. Wdzięcznym Ci jest za gościnę i dlatego zanim odejdę, chcę Ci dać coś w podzięce za twoją dobroć. Weź tę lampę, zapalaj ją co wieczór, a spokój będzie panował w twoim sercu. Ale uważaj, mistrzu, jeśli zapomnisz któregoś dnia ją zapalić, stanie się rzecz straszna, której ja sam nawet nie potrafię przewidzieć. Pamiętaj o tym!

To rzekłszy, pożegnał się i zarzuciwszy wór swój na plecy, kostur w dłoń chwyciwszy, ruszył w dalszą drogę, nie wiadomo dokąd, nie wiadomo po co…

Został Wilhelm z dziwnym prezentem w dłoni. Nie wiedział co myśleć o tym co przed chwilą usłyszał, aż roześmiał się i odstawił lampę na stół. „Trzeba do pracy się zabierać!” – pomyślał i tak też zrobił. A wieczorem, kiedy wrócił do domu, tak był zmęczony całodziennym wysiłkiem, że ledwo co zjadłszy, rzucił się na łóżko i zasnął snem kamiennym.

Lampa zaś, niezapalona, stała na stole, gdzie ją rano zostawił…

(cdn.)

© Andrzej Papliński




czwartek, 23 stycznia 2014

Będzie opowieść w odcinkach...

... ale słuchajcie robaczki. Będzie więcej do czytania, tak jak chcecie, pod warunkiem, że będziecie przysyłać ilustracje do mojej opowieści w odcinkach pt. "Przygody mistrza Wilhelma", a ja je będę  publikował na blogu. Umowa stoi?
 

 

Pan Jezus ze staromiejskiej fary


W Warszawie, w Arcykatedrze św. Jana Chrzciciela, przy głównej ulicy Starego Miasta, ulicy Świętojańskiej, od wieków można było podziwiać drewnianą postać Chrystusa.





Znawcy mówią, że wykonał go w drewnie gruszowym, przed kilkuset laty, na Dolnym Śląsku, może w samym Wrocławiu, jakiś nieznany artysta. Nieznany, ale znakomity. Spójrzcie na twarz Chrystusa, pełną boleści. Nie każdy potrafiłby oddać w rzeźbie tak ogromną mękę.
Nie wiemy dokładnie w jaki sposób dostał się ten krucyfiks do Warszawy, dlatego jej mieszkańcy zaczęli opowiadać różne jego dzieje.


Może więc było tak…

500 lat mija od czasu, gdy właścicielem domu przy rynku warszawskim, który obecnie opatrzony jest numerem 32, stał się jeden z przedstawicieli rodu Baryczków. Może już wtedy był nim rajca miejski, pan Jerzy Baryczka. Rodzina była bogata, handlowała z kupcami z wielu krajów z całej Europy…

Dom Baryczków przy Rynku Starego Miasta.
Odszukajcie go, będąc z wizytą na Starówce.


 
Pewnego razu, pan Jerzy sam postanowił się wybrać w podróż do krajów niemieckich. Wyruszył więc cały orszak wozów i czeladzi przez bramę miejską, nie strzeżoną jeszcze przez barbakan, który wybudowano dopiero w kilkanaście lat po tej historii, w roku 1548. Droga była długa i trudna, ale szczęśliwie dotarł pan Jerzy aż do Norymbergi, w kraju bawarskim. Próżno jednak rozglądał się za bogatymi towarami, po które przecież przyjechał, bowiem trwało wówczas wielkie zamieszanie. Ba walki nawet krwawe, o których mało co wówczas jeszcze w Warszawie wiedziano. Ze zgrozą patrzył pan Jerzy na drewniane figury świętych rzucane w ogień. „Nic tu po nas!” – myśli i szykuje się do wyjazdu, ale patrzy, a tu obok płonącego stosu leży figura Chrystusa. Czyżby i ona miała trafić do ognia?  „Jakże to, Chrystusa Pana do ognia? Niedoczekanie wasze!” – zamruczał gniewnie pod wąsem, pochwycił z pachołkiem figurę i rzuciwszy na wóz, ukrył ją pod kuframi i workami z dobytkiem i tą garścią towarów, co je zdołał zakupić. I czym prędzej, co koń wyskoczy, ruszyli szybko ku granicy miasta. Strach, aby kto nie odkrył wywożonej świętości gnał ich prędko ku krajowi. Odetchnęli dopiero, gdy się w ojczyźnie znaleźli. Kiedy przybyli do Warszawy, Jerzy Baryczka, ofiarował krucyfiks kościołowi stojącemu opodal jego domu, a uratowany Chrystus licznymi cudami, o których coraz częściej opowiadali mieszkańcy miasta,  zdawał się dziękować za ocalenie.

Może było tak, a może było inaczej? Tak, jak to opisał poeta…
Był raz sobie prawowity Mazur,
Bitny wojak z dziada i pradziada,
Gdy wróg Polsce pokazywał pazur,
On, bywało, na rumaka siada.

Dni żołnierskich zmienne są koleje:
Sława błyśnie, kulka żebra zmaca,
To się dobrze rycerzowi dzieje,
To się szczęście od niego odwraca. 
Pod srebrzystym chorągwianym ptakiem
W mnogich walkach mężnie się potyka,
Aż raz runął z rozciętym szyszakiem
I w tureckie poszedł, biedak, łyka!

Jakże ciężko w pogańskiej niewoli
Swobodnemu cierpieć Polakowi;
Jak to serce od pęt wrażych boli, —
Tego żadnym słowem nie wypowie!
Pędzą konie, co rano, aż dudni,
I co wieczór, gdzie je wojak poi,
A na placu przy stajennej studni,
Boże! Cóż to za figura stoi?
Aż się język w ustach onieśmiela!
Iż, jak lodem, krew się w żyłach ścina!
To Pan Jezus! To krzyż Zbawiciela!
Splugawiony ręką poganina!
Więc, odziany łachmany nędznemi,
W noc, co blaskiem gwiazd złotych nie płonie,
Pod krzyż biegnie — wydziera go z ziemi —
I w głąb studni krzyż ciska: niech tonie! 
Niech on raczej zgnije w czystej wodzie,
Niżby miał się wzdrygać od krzywd wielu, —
O, Jezusie! Jużeś na swobodzie,
Jużeś teraz wolny, Zbawicielu!
Wojak, który jako jeniec musiał pracować w sułtańskiej stajni, zdołał się jednak wyrwać z niewoli. Skradłszy najściglejszego rumaka, zmylił pogoń i szczęśliwie powrócił do domu…
Siedzi wojak w starym domu, w Rynku,
Z okna izby na Wisłę pogląda,
O swym zbożnym wspomina uczynku
I krzyż tamten widzieć mu się żąda.

Noc mu owa przed oczyma stawa
I ucieczka z kraju tureckiego, —
Aż tu krzykiem zahuczy Warszawa
I ku Wiśle tłumy ludu biegą.
A na Wiśle, w tej rannej godzinie,
W blaskach słońca błyszczący wspaniale,
Krzyż Chrystusów przeciw wodzie płynie —
I pokorne całują go fale.

Wyszedł biskup w pozłocistej szacie,
Sam pan burmistrz i dostojna Rada,
Dźwięczy miasto w dzwonów majestacie
I dzwonami z modrym niebem gada.

Setki łódek po rzece śmigają,
Lecz dopłynąć nie mogą do krzyża;
Już zbliżają się — widać — zbliżają,
I znów fala odepchnie je chyża.
Krzyż z niewoli poznał żołnierz stary.
Na brzeg biegnie, łzy radosne leje,
I przyklęka przed biskupem z Fary
I powiada z Turecczyzny dzieje.

Więc mu biskup do łodzi siąść każe,
Sam z Najświętszym siada Sakramentem;
O toń biją wiosłami żeglarze
I już — już są przed Obliczem świętem.

A gdy wojak wyciągnął swe dłonie,
By Chrystusa przycisnąć do łona,
Krzyż ku jego pochylił się stronie
I padł w swego obrońcy ramiona.

Widać z lica, że odtąd na wieki
Chce być Jezus z tym grodem w przymierzu
I szept wionął, jak tchnienie, tak lekki:
„Błogosławię cię, polski rycerzu...“
I w kaplicy osobnej, w świątyni,
Co pamięta pierwsze grodu lata,
Mnogie cuda warszawianom czyni
Krzyż z figurą Zbawiciela świata.

My na Jego opiekę się zdajem,
Nic nam wrogi i nic nam złe mary,
Póki czuwa nad miastem, nad krajem
Nasz Pan Jezus Cudowny u Fary!
 
Artur Oppman (Or – Ot)

fragmenty wiersza "Chrystus cudowny od Fary"
 

Trzykrotnie w cudowny sposób zdał się być uratowanym drewniany krucyfiks. O pierwszym cudzie przeczytaliście przed chwilą. Drugi zdarzył się wówczas, gdy wieża kościelna runęła niszcząc  sporą część kościoła, w czasie burzy ogromnej, sto lat po przywiezieniu figury do Warszawy. Mimo tych zniszczeń, sama figura Chrystusa pozostała nietknięta. A trzeci cud się wydarzył w czasie II Wojny Światowej. Niemcy zniszczyli katedrę nie tylko ostrzeliwując ją w czasie Powstania Warszawskiego, ale i podpalając ją już po zakończeniu walk. Polskim powstańcom udało się wówczas ukryć krucyfiks w podziemiach kościoła Dominikanów, tuż za staromiejskim barbakanem.
Dzięki temu, po wojnie, warszawiacy znowu mogą odwiedzać drewnianego Chrystusa w katedrze, i modlić się do niego przed kaplicą zwaną Baryczkowską, wierząc, że ma On ich, i zawsze mieć będzie w swojej opiece.
 
 
 

środa, 22 stycznia 2014

Panie Janie, Panie Janie, tralala

Zaczęło się podobno od tego, że dawno temu jakiś Francuz wymyślił piosenkę o zakonniku Janie, który lubił spać i ciągle się spóźniał do dzwonnicy, aby bić w poranne dzwony:


Od tego czasu piosenka obiegła całą kulę ziemską. Śpiewają ją dzieci (i nie tylko) we wszystkich chyba językach świata:

po polsku, trochę nietypowo


Był to fragment przedwojennego filmu pod tytułem "Zapomniana melodia"

po niemiecku, cały chór

 

po rosyjsku, jeden maluch



 po angielsku, jeden starzec, może dwudziesto albo trzydziestoletni



a to w jakimś afrykańskim języku, może wolof, którym mówi większość mieszkańców Senegalu, gdzie nakręcono ten filmik



i można tak dalej i dalej...

A to specjalnie dla Dagi    ;-)




poniedziałek, 13 stycznia 2014

Uczeń czarnoksiężnika

Klasykę niemiecką, romantyzm, poznałem jako dziecko pod postacią wiersza Goethego "Uczeń czarnoksiężnika", zaadaptowanego na ekran przez, zgadnijcie kogo? Oczywiście Walta Disney'a. Ze wspaniałą muzyką napisaną w 1897 roku przez francuskiego kompozytora Paula Dukas (czytaj pola dika). O co chodziło? O niedouczonego pomocnika czarnoksiężnika, który wpadł w kłopoty, kiedy dobrał się do czarodziejskiej księgi Mistrza. I tak to sam opisuje:


Wyszedł stary mistrz-czarodziej
dom opuścił. Dał mi pole!
Będę duchy za nos wodził,
Dziś poczują moją wolę.

Toć znam guseł słowa,
Mistrza każdy ruch.
Fraszka mi czarować,
Krzepki we mnie duch.

Cwałem! Cwałem!
Prądy, rwijcie!
Fale, mknijcie
Rączym pędem!
W nurcie bujnym i wspaniałym
Ja się dzisiaj kąpać będę.

Rusz się, stara miotło, nuże!
Wdziej ten kabat obszarpany!
Że ci nie nowina służyć,
Dziś mnie uznaj swoim panem!

Stańże na dwóch nogach,
Łbem na kiju chwiej!
Chwyć konew! I w drogę!
Wodę czerp i lej!

Cwałem! Cwałem!
Prądy, rwijcie!
Fale, mknijcie
Rączym pędem!
W nurcie bujnym i wspaniałym
Ja się dzisiaj kąpać będę.

Patrzcie: w dół do źródła goni.
Już na honor! wód jest blisko.
Migiem wraca z konwią w dłoni,
Bystrą strugą z konwi tryska.

To tu błyśnie konew,
To na źródła dnie.
Wszystko przepełnione,
Woda górą rwie!

Hola! Hola!
Prąd zbyt rączy!
Pora skończyć.
Nadto hojny z ciebie śmiałek!
Ach, nieszczęście! Ach, niedola!
Słowa zaklęć zapomniałem!

Słowa! Aby wrócić rzeczy
Dawną postać! Dość już czarów!
Gdzie zaś! Pędzi, konwie wlecze!
Stój! Bądź znowu miotłą starą!

Pędzi! Znów nabiera!
Chlusta znów: raz-dwa!
Sto strumieni wzbiera
I, grzmiąc, na mnie gna!

Mam się zbłaźnić?
Mam się zgapić?
Miotłę złapię!
Kpie, nie szalej!
Lecz mi coraz niewyraźnej:
Łeb zadziera, wzrokiem pali.

Stój, pokrako z piekła rodem!
Chceszże dom zatopić? Zalać?
Spójrz: wzburzone wrą już wody,
Nurt nad progiem się przewala!

Wierzgasz i urągasz,
Umykasz się z rąk!
Żeś powstała z drąga,
Milcz i stój jak drąg!

Sfolguj! Dosyć!
Koniec! Kwita!
Ja cię chwytam!
W samą porę!
Oto wznoszę jak do ciosu
Nad drąg stary dłoń z toporem!

Patrzcież! Znów kołuje dalej!
Nic to! Sięgnę gardła chwata!
Biesie! Teraz z nóg cię zwalę,
Lśniącym ostrzem drąg rozpłatam!

Raz, dwa! Niezawodnie!
Celnie! Trafny cios!
Oddycham swobodnie
I ufam w swój los.

Biada! Biada!
Każda z trzasek
Już z hałasem
Gna, tupoce
I jak pachoł z konwią wpada!
Ratujcie mnie, niebieskie moce!

Rwą strumienie w izby, schody,
Coraz prędzej, coraz bystrzej!
Dookoła wody! Wody!
Ratujże mnie, mistrzu! Mistrzu!

Jesteś, mistrzu. Słuchaj,
Rozhulałem brać!
Warcholą się duchy.
Jak im radę dać?

Miotło, rusz się!
W kąt, starucho!
Duchy, słuchać!
Znikły czary.

Odtąd moim sprawom służcie,
Gdy rozkażę ja mistrz stary.

Przekładu dokonała Hanna Januszewska, znakomita pisarka i poetka, autorka książek, także dla dzieci.

A teraz UWAGA!!!




Polecam więcej filmów z serii Fantasia 1940 i Fantasia 2000. Wspaniała muzyka, niecodzienne tematy i sceny. Wiele dostępnych na YouTubie. A także na DVD...

Wtorek, 21 stycznia


Chociaż nie jestem babcią, dziś jest dla mnie prawdziwe święto. Dostałem rysunki od dziewczyn. Oto one:





A ten to Ron, wtajemniczeni wiedzą kto to jest ;-)


Bardzo dziękuję i czekam z niecierpliwością na następne!!!

piątek, 10 stycznia 2014

Saturnin, mały kaczorek

Uparłem się i w końcu znalazłem. Francuska telewizja w latach 60-tych nadawała serial, którego bohaterem był mały kaczorek (50 aktorów, w ciągu 5 lat!!! Kręcenie jednego 14-minutowego odcinka trwało około jednego miesiąca). Ale ja pamiętam jak przez mgłę film z Saturninem, który oglądaliśmy w kinie. Film prawie godzinny, z czarnym charakterem, małpką.
Najciekawsze w całym tym przedsięwzięciu było to, że zwierzęta nie były tresowane, ale starano się maksymalnie wykorzystać ich naturalne zachowania, i z niezliczonej ilości taśmy filmowej montowano później film. Oczywiście były też liczne zdjęcia kombinowane, jak na przykład nalewanie wina do szklanki przez psa-oberżystę, czy rozciąganie sprężyn, ale bez tego nie udałoby się przecież sklecić intrygi.

"Wróżka inna niż pozostałe", to tytuł pełnometrażowego filmu, którego tytułu polskiego, niestety, nie pamiętam. Ale to właśnie on. Jedyna wersja, którą znalazłem na YouTubie jest to wersja szwedzka... Ciotka Bożena jest w najlepszej sytuacji.  Myślę jednak, że ważniejsze są obrazy.


W pewnej wiosce życie płynie bardzo szczęśliwie, ponieważ jest ona pod opieką Dobrej Wróżki. Niestety, podczas jej nieobecności Czarny Duch wykrada magiczną pałeczkę i porywa Wróżkę. Dwóch dzielnych wieśniaków rusza na pomoc i po licznych przygodach pokonują Czarnego Ducha i uwalniają Wróżkę.
 



A to jeden z odcinków serialu telewizyjnego, w którym dzielny Saturnin nie daje się nabrać na duchy straszące w zamku...


Kilkanaście odcinków po francusku można znaleźć na YouTubie, wpisując w pole Szukaj: Saturnin, le petit canard.
 

środa, 8 stycznia 2014

Disney to także wspaniałe piosenki

Wspomniałem już, że w czasach mojego dzieciństwa filmy Disney'a nie były tak dostępne jak dzisiaj. Czekaliśmy na nie całymi miesiącami, a na wersje kinowe latami. I może dlatego te starsze tak bardzo mi zapadły w serce. Nowsze już nie mają tego uroku. No, ale może chodzi też o to, że nie patrzę już na nie oczami dziecka...
Proponuję Wam dłuższą chwilkę rozmarzenia z piosenkami Disney'a śpiewanymi po... francusku :-)

 
 
Ciekaw jestem czy znacie wszystkie te filmy.
 
A oddzielnie jedna z najpiękniejszych scen i piosenek w całej twórczości Walta Disney'a, z filmu mającego już 73 lata.
 
 
Znacie historię Dumbo i wiecie dlaczego nie mógł być razem ze swoją mamą?
 
A na koniec wieczoru może mały zbiorek scen, które nie weszły do ostatecznej wersji filmu "Mój brat niedźwiedź". Wybaczcie, że znowu po francusku, ale to już takie moje skrzywienie zawodowe.
 

 

czwartek, 2 stycznia 2014

Krzyżówka literacka

W nowym roku, nowa forma rozrywki dla młodych i starych.

Poproście rodziców o wydrukowanie tej krzyżówki. Odgadnijcie wyrazy i wpiszcie je do kratek krzyżówki. W zaznaczonych polach odczytacie pionowo... No właśnie, co odczytacie? Rozwiązanie wpiszcie w komentarzu do tego postu...    Powodzenia!           


 
 
1.
 
 
 
 
2.
 
 
 
 
3.
 
 
 
 
4.
 
 
 
 
5.
 
 
 
 
6.
 
 
 
 
 
7.
 
 
 
 
8.
 
 
 
 
9.
 
 
 
 
10.
 
 
 
 
11.
 
 
 
 
12.
 
 
 
 
13.
 
 
 
 
14.
 
 
 
 
15.
 
 
 
 
16.
 
 
 
 
                                                       
 

1.       Piąty miesiąc w roku.

2.       Płynie z niego woda do umywalki.

3.       Nie pani a ...

4.       Dużo kartek, także dokument w komputerze.

5.       Rzeka płynąca z Bieszczad do Wisły.

6.       Mierzysz go zegarkiem.

7.       Drapieżny ptak mieszkający w Afryce i Azji.

8.       Siada na nim tylko król.

9.       Jedzie po nim pociąg.

10.     Zbiornik wodny, mniejszy od jeziora.

11.     Krzew ozdobny. Jego kwiaty pięknie kwitną w maju.

12.     Na przykład spisany na kartce wygląd kogoś lub czegoś.

13.     Zwierzę pociągowe lub wyścigowe.

14.     Mówi się o tym hałasie, że tak mówią myszy.

15.     Roślina, której zmielone ziarna dodaje się do zwiniętego ciasta.

16.     Olej  z wątroby dorsza. Skuteczne, choć niezbyt smaczne lekarstwo.

W Nowym 2014 Roku życzę Wam wszystkiego najlepszego!!!