Przykro mi, ale...

Miał być blog dla rodziny, znajomych i nieznajomych z małymi dziećmi. Wiele bliskich mi osób dowiedziało się o nim. Siedziałem więc, wymyślałem, szperałem, pisałem, publikowałem. Tymczasem, po blisko trzech miesiącach okazało się, że nikt nie ma czasu na to, żeby to wszystko czytać. Nawet w zimowe weekendy. Czyli, tak naprawdę poświęcałem swój czas na pisanie do szuflady. Ale nie o ten czas mi chodzi. Przede wszystkim jest to nie tylko frustrujące lecz i bardzo przykre czekać po każdym opublikowanym artykule na jakąkolwiek reakcję i całymi dniami ... nic. Mam wrażenie, że także nieliczne komentarze Agaty były przeze mnie siłą wymuszone. Nie wiem nawet czy to co wymyślam i proponuję ma jakiś sens, czy się komuś podoba, do czegoś przydaje. Wygląda na to, że nie.
Zaprzestaję więc regularnej publikacji. Jak mnie najdzie wena to wówczas może coś wrzucę...


poniedziałek, 27 stycznia 2014

Przygody mistrza Wilhelma 2

odcinek drugi
 
Całą noc mistrz Wilhelm przespał jak zabity, dopiero nad ranem sen mu zelżał tak, że miał wrażenie, iż się zbudził na jasnej polanie pośród lasu. Usiadł oszołomiony jeszcze i usiłował zrozumieć co się stało. Jak się tu dostał? Co tutaj robi? Czemu nie jest we własnym domu? W pierwszej chwili chciał się podnieść i wejść do lasu, by odszukać drogę do miasta, ale przestraszył go ponury mrok panujący między drzewami. Strach narastał w nim i paraliżował myśli. Nagle usłyszał obok siebie jakieś głosy. Podniósł wzrok i ujrzał dwie jasne postacie, a raczej zjawy wysokie. Jedna zdawała się srebrzysta jako księżycowa poświata, druga złociła się jakby spłynęły na nią promienie słoneczne. Głosy były ciche, ledwo słyszalne…
- Czyż nie ma dla niego ratunku? – rzekła złocista zjawa.
- Sam jest sobie winien – odrzekła srebrzysta postać. – Dostał przecież szansę, ale jej nie wykorzystał. A była taka prosta. Próba wytrwałości i systematyczności. Zbagatelizował ją.
Oniemiały Wilhelm słuchał tych słów, nie rozumiejąc o co chodzi. Nagle zdał sobie sprawę, że chyba jego one dotyczą. Ale co oznaczały? Jaką szansę zmarnował? Co ma się z nim stać?
- Jedna nieudana próba, to jak przypadkowa pomyłka. Dajmy mu jeszcze szansę.
- A jak drugą zmarnuje, powiesz, że dwie też nic nie znaczą, bo są jak nieszczęśliwy zbieg okoliczności, który zawsze przydarzyć się może.
- Bo to przecież prawda! Czyż nie mówi się, że do trzech razy sztuka? – złocisty serce miał widać miękkie.
- Dobrze! Ale obie kolejne próby musi przejść zwycięsko. Jedna go nie uratuje.
- Tym razem się postara. Bądźmy tego pewni! - wyszeptał złocisty i jednocześnie mrok całkowity ogarnął mistrza.

Kiedy Wilhelm otworzył oczy, ujrzał baldachim swojego wielkiego drewnianego łoża. Odetchnął z ulgą. Sen to był zatem tylko. Dziwny, niepokojący, ale sen tylko. Przeciągnął się, wstał i podszedł do okna. W roztargnieniu przeciągnął dłonią po włosach i ze zdziwieniem zobaczył miedzy palcami dwie suche igły sosnowe. Nie sen to więc był, ale prawda najprawdziwsza. Stał niby skamieniały i nie był w stanie gestu żadnego wykonać. Myśli kłębiły mu się w głowie, strach wrócił i ukłuł w samo serce.
Wtem za oknem głos dzwonów usłyszał. „Do kościoła pójdę. Może tam otuchę znajdę. Myśli uspokoję.” Chciał odwrócić się i odejść od okna, ale coś go przy nim trzymało, ruszyć się nie pozwalało. Coś dziwnego, bardzo dziwnego się działo. Dzwony wciąż biły i biły. I wówczas zrozumiał, że nie na sumę dzwony wzywają mieszkańców. Dzwony biły na trwogę.
 
Cdn.
 
© Andrzej Papliński

 
Poniedziałek, 3 lutego
 
Z okazji urodzin Gabrysi i Majki dostałem prezent ( :-) ), przesyłkę z ilustracjami. Serdecznie dziękuję!!! Oto one...
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz