Przykro mi, ale...

Miał być blog dla rodziny, znajomych i nieznajomych z małymi dziećmi. Wiele bliskich mi osób dowiedziało się o nim. Siedziałem więc, wymyślałem, szperałem, pisałem, publikowałem. Tymczasem, po blisko trzech miesiącach okazało się, że nikt nie ma czasu na to, żeby to wszystko czytać. Nawet w zimowe weekendy. Czyli, tak naprawdę poświęcałem swój czas na pisanie do szuflady. Ale nie o ten czas mi chodzi. Przede wszystkim jest to nie tylko frustrujące lecz i bardzo przykre czekać po każdym opublikowanym artykule na jakąkolwiek reakcję i całymi dniami ... nic. Mam wrażenie, że także nieliczne komentarze Agaty były przeze mnie siłą wymuszone. Nie wiem nawet czy to co wymyślam i proponuję ma jakiś sens, czy się komuś podoba, do czegoś przydaje. Wygląda na to, że nie.
Zaprzestaję więc regularnej publikacji. Jak mnie najdzie wena to wówczas może coś wrzucę...


wtorek, 24 grudnia 2013

Dzisiaj jest Wigilia. 

Zewsząd słychać kolędy, piosenki opowiadające o małym Jezusie. Piosenki, które śpiewane są tylko raz do roku, w te grudniowe święta. Większość z nich jest bardzo starych. Mają po sto, dwieście a nawet jeszcze więcej lat. Jedną z najpiękniejszych jakie znam jest właśnie ta:


Znał ją już mały Fryderyk Szopen. Nic więc dziwnego, że kiedy znalazł się w Wiedniu w grudniu 1830 roku i jako 20-letniemu młodzieńcowi przyszło mu po raz pierwszy spędzić samotnie Boże Narodzenie, bez ukochanej rodziny, napisał piękne scherzo (czytaj skerco), w którym wykorzystał melodię tej kolędy.

Zagadka dla bardzo cierpliwych: Czy rozpoznacie, w którym momencie słychać w tym utworze motyw Lulajże JezuniuUwaga!  Start!


Wigilia i Boże Narodzenie kojarzy nam się ze śniegiem. A tymczasem za oknami słońce i zielona trawa. No to może w zamian coś takiego, trochę śnieżnego. 



Pamiętam, że jako dzieci mieliśmy z moją siostrą (czyli babcią Niną) coś co moglibyśmy dziś nazwać streszczeniem tego filmu na taśmie fotograficznej. Były to pojedyncze, nieruchome obrazki wyjęte z filmu. Puszczało się je na ścianę lub na prześcieradło rozwieszone na szafie, z projektora Bajka. Mimo że tak prymitywne, było to wtedy prawdziwe domowe kino, do którego przychodziły też dzieci z sąsiedztwa. To były wesołe czasy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz