2 lutego 1566 roku, w miejscowości Łukowica, niedaleko Nowego Sącza, przyszedł na świat w rodzinie Jakuba Sędzimira, polskiego szlachcica, herbu Ostoja, syn, któremu dano na imię Michał. Późniejszy uczeń Akademii Krakowskiej, którą dziś znamy jako Uniwersytet Jagielloński, stał się Michał, zwany Sędziwojem, sławnym w całej Europie uczonym. Dokonywał wielu doświadczeń, w których przemieniał różne substancje, czyli zajmował się, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, chemią. Wówczas takich ludzi nazywano alchemikami, a celem ich działania było odkrycie sposobu na stworzenie kamienia filozoficznego, cudownej substancji, dzięki której wszelkie metale można by zamienić w złoto, a ludziom dać lekarstwo na wszelkie choroby i cudowny środek dający wieczną młodość. Dziś wiemy, że przemiany takie wymagają olbrzymich ilości energii, temperatury takiej, jaka jest na przykład na Słońcu (w jego wnętrzu, są to miliony stopni Celsjusza!!!), a jedno cudowne lekarstwo na wszystkie dolegliwości nie istnieje. Jednak bez alchemików w dawnych czasach, nie byłoby dzisiejszych nauk: chemii, fizyki, medycyny...
Przez wieki, europejscy władcy, książęta i królowie, starali się przyciągnąć na swoje dwory alchemików, aby dla nich pracowali, i to im właśnie ofiarowali kamień filozoficzny, kiedy go odkryją. Tak też działo się w Polsce. Sędziwój podróżował po całej Europie, ale pracował też w Krakowie, dla króla Zygmunta III Wazy.
I oto, pewnego późnego wieczoru, w pracowni Sędziwoja na Wawelu, spotkali się król, jego siostra, Anna, oraz marszałek wielki koronny, Mikołaj Wolski...
- Posiadacie zatem
tajemnicę kamienia filozoficznego, zwanego eliksirem wielkim, albo tinkturą
czerwoną? – zapytał król, a w głosie jego brzmiało niedowierzanie.
Sędziwój skrzyżował
ręce na piersi.
- Spreparowanie jednej
drobnej tinktury czerwonej wymaga niezliczonej ilości prób. – odparł.
- Czyż żałowaliśmy wam
pieniędzy? Ile już talarów pochłonęły twoje eksperymenty!
Sędziwój sięgnął do
sakiewki i wysypał jej zawartość na dłoń:
- Ostatnie – rzekł wyciągając
rękę, na której lśniły dwie srebrne monety.
- Nie potrzeba mi
talarów – odparł Sędziwój. – Raczcie przyjrzeć się miłościwy Panie tym monetom.
Z czego są zrobione?
- Ze srebra.
- A teraz racz miłościwa
księżniczko – tu zwrócił się do królewny – wskazać, na której monecie mam
dokonać transmutacji.
Księżniczka Anna drżącym
paluszkiem dotknęła jednej z dwu srebrnych monet, spoczywających na dłoni
alchemika.
Sędziwój wziął wskazaną
monetę w dwa palce, a drugą do sakiewki schował.
- Raczcie, miłościwi
państwo, zbliżyć się tutaj – to powiedziawszy ruszył w stronę ogniska. Za nim
król, królewna i marszałek. W pewnym momencie alchemik zatrzymał ich gestem
ręki, którą nakreślił krąg, po czym podjął z namaszczeniem:
- Jedna uncja tinktury czerwonej
wystarczy, ażeby pięć tysięcy uncji ołowiu zmienić w złoto. W tym oto roztworze
– to mówiąc wydobył z kieszeni małą buteleczkę – znajduje się drobina tinktury
czerwonej, niewidocznej dla oka ludzkiego.
Potrząsnął buteleczką i
dalej prawił:
- Tinktura czerwona,
zwana eliksirem wielkim, stanowi też niezawodny lek – aurum potabile – który leczy
choroby, ożywia siły i młodość przywraca.
Otworzył buteleczkę,
parę kropel cennego płynu na monetę strząsnął, po czym buteleczkę na gzyms
odstawił. Przez chwilę pieniądz w ręku ważył, chuchnął na niego, uniósł rękę, i
wielkim głosem zawoławszy:
- Solve mihi hunc
syllogismum – srebrną monetę w ogień cisnął.
Buchnęły płomienie,
jakby kto prochu strzelniczego podsypał, po czym nastała chwila ciszy, w której
słychać było tylko sapanie marszałka i syk ognistych języków obejmujących
monetę, z której obecni nie spuszczali wzroku. A Sędziwój, blady z przejęcia,
sięgnął po szczypce, chwycił nimi monetę
i podjął cichym głosem:
- Zrodzone w ogniu,
który ma moc rozkładania wszelkiej materii na czynniki pierwsze, moc oczyszczającą,
moc tajemną, zaklęciem wiedzy hermetycznej poczęte – oto jest.
Podał królowi w
szczypcach – lśniący złocistym blaskiem – pieniądz.
- Złoto – szepnął król.
- Złoto – powtórzyła księżniczka.
- Złoto – rzekł marszałek.
A Sędziwój złoty pieniądz podniósł do stołu i rzucił, aż szlachetny metal
spadając, brzęknął.
Trzy głowy pochyliły
się nad nim z ciekawością i niedowierzaniem.
Podczas gdy zebrani, w
skupieniu oglądali monetę, przeobrażoną wiedzą hermetyczną, z czeluści starego
komina wysunęła się szponiasta ręka, usiłując gzymsu dosięgnąć. Przez chwilę
cienkie palce trzepotały w powietrzu, wreszcie dotknęły buteleczki z cudownym
eliksirem.
Ciszę przerwał głos
króla:
- I waga dobra, i blask
złota, i dźwięk niezawodny.
Na to marszałek Wolski
wyprostował się i zaczął uroczystym głosem:
- Miłościwy Panie, byliśmy
dziś świadkami…
Dalsze jego słowa
zagłuszył straszliwy huk z paleniska, na którym przed chwilą tliły się
węgielki, buchnął snop ognia, rozległ się brzęk tłuczonych szyb i kłęby
gryzącego, ciemnego dymu wypełniły komnatę.
Przez moment zebrani
stali osłupiali i przerażeni, gdy z jakiegoś kąta zaczęły się wydobywać
niesamowite jęki.
Jeśli zainteresowało Was to, co się dalej wydarzyło tego wieczoru na Wawelu, przeczytajcie książkę Jadwigi Żylińskiej pt. "Tajemnica Sędziwoja", wydaną w 1962 roku, przez Biuro Wydawnicze RUCH, z której pochodzi powyższy fragment.
Tak natomiast wyobraził sobie to wydarzenie, czyli przemienienie srebra w złoto przed królem Zygmuntem, nasz wielki malarz, Jan Matejko. Namalował on w 1867 roku obraz, który na co dzień można oglądać w Muzeum Sztuki w Łodzi.
Tak natomiast wyobraził sobie to wydarzenie, czyli przemienienie srebra w złoto przed królem Zygmuntem, nasz wielki malarz, Jan Matejko. Namalował on w 1867 roku obraz, który na co dzień można oglądać w Muzeum Sztuki w Łodzi.
![]() | |||
Michał Sędziwój zmarł 12 sierpnia 1636 roku w Krawarzach, a pochowany został w kościele Świętego Ducha w Opawie (obie miejscowości znajdują się obecnie w Czechach).
Dziewczynom jeszcze nie czytałam ale mnie bardzo zainteresował ten fragment ;-) myślisz że bez problemu dostaniemy tę książkę w bibliotece?
OdpowiedzUsuńJak się do mnie ładnie uśmiechniesz, to na pewno.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za informacje bogatsze nieco niż czytane kiedyś w jakchś ,,Perspektywach'' może a szukane dla narysowania tej historii Twardowskiego.Nie płakiwać proszę,że świat pogłupiał bo on wciąż zmieniać się ma wg wszelkich praw.Może za trzysta lat ktoś podobny do Ciebie Andrzeju dopisze,dopowie,domaluje,dośpiewa,dofilmuje,dorysuje,no doda podobne i inne przekazy spoza czasu w czasowym zapętleniu swego-Twego lotu/bytu przez KOSMOS, jak w ,,Cylindrze van Troffa'' (wyd.ok.1977-86r.w PRL-u).Już prawie dwa tysiące osób szukało jak ja Twardowskiego na kogucie i z lustrem,i na Ksiezycu,i w jakiejś karczmie, skąd porwali go jacyś ,,czarni'' elektorscy bo znał ich lub innych TAJEMNICE.Dziękuję za ślad z 1495r.o lotach człowieka z Polski i to kosmicznych.Jar.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowo :-)
Usuń